wtorek, 6 grudnia 2011

Dygresja o tym, że śmierć dzieci może być zabawna

Historyjki obrazkowe oscylujące między makabrą a purnonsensem, to jest to, co socjopatyczne tygryski lubią najbardziej. Rzecz się tyczy rysunków autorstwa Edwarda Goreya, mistrza czarnego humoru. Ponad dziesięć lat po śmierci Amerykanina, do polskich księgarń trafiła pierwsza obszerna prezentacja jego twórczości - „Osobliwy gość i inne utwory” w tłumaczeniu Michała Rusinka.

Książeczki Goreya, to ilustrowane historie z pogranicza purnonsensu, których tłem jest Anglia początku XIX wieku, okraszone specyficznym, bardzo wysublimowanym acz zabawnym językiem. Pełna czarnego humoru estetyka to znak rozpoznawczy Goreya, który podbił moje serce „Cmentarzyskiem”(Tinies Gashlycrumb) - alfabetyczną wyliczanką dzieci tracących życie w bardzo osobliwych okolicznościach. W groteskowych historiach Goreya królują diabły, wampiry, handlarze narządów, fetyszyści, a także nieistniejące zwierzęta. Wyuzdane perwersyjne historie, które nam serwuje mają jednak charakter „świntuszenia profesorów akademickich”, jest tam miejsce na intelektualną zabawę, a to nadaje twórczości Goreya specyficzny klimat

Kim jest Edward Gorey? Urodził się w Stanach Zjednoczonych w latach dwudziestych. Gdy miał 11 lat jego rodzice rozwiedli się, by po 16 latach znowu się zejść. Gorey był geniuszem i dziwakiem. Mieszkał w domu, który wypełnił książkami i różnymi dziwnymi kolekcjami (zbierał m.in. znaki drogowe, klamki czy fragmenty prawdziwych mumii). Nigdy nie założył rodziny. Jego świat niejako był światem z jego książek, a prawdziwymi przyjaciółmi koty, z którymi pozuje na wielu fotografiach.

Edward Gorey
Przy swojej dziwacznej naturze Gorey był intelektualistą, był pilnym obserwatorem nowych trendów w sztuce, również tej popularnej. Jest autorem ponad 100 książek i wielu ilustracji. Jego dzieła miały duży wpływ m.in. na filmy Tima Burtona.

„Osobliwy gość i inne utwory” to 200-stronicowa książeczka, która na pewno znajdzie się w mojej kolekcji, również dlatego, że jest to świetne tłumaczenie. Michał Rusinek podszedł do tematu z pokorą. W przekładzie widać polot, inteligencję i zrozumienie języka. Czyli to, o co chodzi. A książka jest piękna i dowcipna. I przybliża sylwetkę, moim zdaniem jednego z najlepszych rysowników na świecie.

PS A swoją drogą wiecie, co to takiego są Zotyje?

4 komentarze:

  1. Przyznaję z żalem, że nigdy o nim nie słyszałam, ale dzięki Tobie nadrobię swą ignorancję!

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło mi, że cie natycham do interesowania się takimi książkami :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Przez Ciebie to kupiłam!

    OdpowiedzUsuń