piątek, 9 grudnia 2011

Patron superbohaterów

Stałem pod filarami. Czekałem na kumpla. Piździło. Zmrożone powietrze cięło moją twarz i dłonie. Przeszywało na wylot. Marzyłem, aby jak najszybciej ewakuować się stamtąd. Nagle naprzeciwko mnie pojawił się pijak. Szedł w moją stronę. Wiedziałem, co będzie dalej.

Kiedy jest się małym gnojkiem zazwyczaj nie rozróżnia się kiedy ktoś jest nawalony, a kiedy po prostu ma dobry humor. W podstawówce grywaliśmy w piłkę z ojcem kolegi, gdy ten wracał z pracy do domu. Ganiał z nami po boisku, uczył techniki gry, strzałów na bramkę. Był dla nas ideałem ojca. Budził nasz podziw. Początkowo mało kto orientował się, że pan W. dobry humor łapał po paru głębszych. Potem ktoś coś przebąkiwał, ale w sumie nikomu to nie przeszkadzało. Ot drobna słabość dorosłego. Z czasem jednak nasz idol opadł z sił. Przestał grać z nami, tylko przyglądał się smutnym wzrokiem. Potem już tylko mijał nas uśmiechając się przyjaźnie. Miałem wrażenie, że jest bardzo smutnym panem, ale nie wiedziałem dlaczego. Aż pewnego dnia zniknął. Potem dowiedziałem się, że zmarł.

Z czasem poznałem wielu drobnych pijaczków z pobliskich domów. Pili i żartowali, a przy tym byli bardzo uprzejmi wobec sąsiadów. Nas traktowali jak swoich. Zwłaszcza jeden budził moje zainteresowanie. To był jedyny znany mi koleś, który miał tatuaże niemal na całym ciele. Nosił więzienne dziary. Podobała mi się zwłaszcza goła dziewczyna na jego przedramieniu. Zainteresowanie sąsiadem-pijakiem mieszało się ze strachem. W chwilach delirycznej furii bywał nieobliczalny wobec towarzyszy od kieliszka. Raz widziałem jak pobił się z jednym. Stłukł go porządnie. Ciosy były precyzyjne. Facet w minutę zalał się krwią. Po wszystkim poszli razem pić.

Choć bałem się pijaków budzili moją ciekawość. Byli superbohaterami jak z komiksów. Mogli robić, co chcieli i za nic nie ponosili odpowiedzialności. Było ich wielu. Snuli się po osiedlu, czasem nas zaczepiali żeby o coś zapytać. To był fajny okres. Z czasem zaczęli się wykruszać. Pamiętam jak mama powiedziała, że umierają jeden po drugim. Bałem się, że to Bóg ich zabiera w zemście. Umarli wszyscy. Ponoć niektórzy w męczarniach.

Czas przykrywa nasze wspomnienia piaskiem niepamięci, a naiwne uczucia wypala, zasiewając ironię i cynizm, które pomagają odnaleźć się w rzeczywistości. Kiedy byłem na studiach często spotykałem meneli, którzy mnie wkurzali. Ich smród, chamstwo i bezczelność budziły moją odrazę. Nigdy nie miałem wobec nich litości. Nie dawałem pieniędzy, nie chciałem z nimi gadać. Mimo to przyciągałem ich chmary. Gdy widziałem pijaka wiedziałem, że podejdzie. I podchodził, żeby zaraz odjeść z kwitkiem przeklinając pod nosem. Jest pewna różnica między wielkomiejskimi żulami, którzy w na ogół chamski a nieraz brutalny sposób chcą od ciebie kasę, a prowincjonalnymi pijaczynami, którzy mają coś ujmującego w sobie.

Napatoczyłem się raz na dwóch takich typków. Szli zacierając krawężniki. Starszy tłumaczył młodemu jak alkohol niszczy ludzi. – I mówię ci, facet miał firmę, samochód, dom, proszę ciebie, z ogrodem i wszystko przepił – opowiadał z przejęciem. – A ja piłem z nim – dodał z dumą. – I tak jest, że nawet jakbyś chciał, to ci się wszystko spierdoli – tłumaczył. I wtedy podszedł do mnie –  Mam rację kolego? – zapytał, patrząc na mnie malutkimi oczkami. – Zgadza się – odparłem. Facet zmierzył mnie wzrokiem i wypalił – Chcesz się napić? Uśmiechnąłem się, odmówiłem. Szacunek, kurwa – powiedział starzec. Przybił mi piątkę i popłynął za swoim młodym kompanem.

Stałem pod filarami, jaja mi prawie zamarzły, gdy pijak pojawił się znikąd. Szedł prosto na mnie. Miał rozwaloną głowę, ale strup się już zrobił, więc krew nie broczyła. Nie było gdzie uciekać. – Przepraszam ciebie – zaczął kulturalnie pijak – ale czy (tu niezrozumiałe) – spytał. - Może pan powtórzyć, bo nie rozumiem – poprosiłem grzecznie znajdującego się trzy centymetry przed moją twarzą faceta. Jest coś peszącego i wkurwiającego, gdy ktoś patrzy ci prosto w oczy ze zbyt bliskiej odległości. Mam paru znajomych, którzy tak robią. I gdy ich odpycham przyjacielsko od siebie, ci uparcie skracają dystans. Ten pijak robił to samo. Sięgnął do kieszeni i pokazał mi miedziaki – Nie mam pieniędzy proszę pana – odparłem. –50 groszy? – zapytał – Jakbym miał kasę sam bym się napił – odparłem. Facet zlustrował mnie fachowo – a papierosa? – zapytał podejrzliwie – Nie palę – zgasiłem jego nadzieję. Mężczyzna przeprosił mnie wymownym gestem, odszedł dwa kroki – Kurwa mać! – wydarł się. Poczym odwrócił się do mnie obdarzył ciepłym uśmiechem i ruszył na przejście. Nagle stanął bokiem jak wryty. Wyciągnął prawą rękę i niemal skamieniał.

Wychyliłem się, na pasach stał pijak a przed nim polewaczka. Wow! Pomyślałem. Koleś siłą woli zatrzymał samochód. Kierowca zbaraniał. Pijak zatoczył się sprawnie, otworzył drzwi do szoferki i wgramolił się do środka. Po krótkiej wymianie zdań z kierowcą, samochód ruszył. Polewaczka nawróciła i odjechała z moim superbohaterem, który pomachał mi na dowidzenia. Chłop załatwił sobie transport do domu. - Miał szczęście, że postał tę chwilę ze mną – pomyślałem. Święty Jakub patron pijaków – pomyślałem. Ruszałem do domu. Nadal piździło.

4 komentarze:

  1. Coś spokojnie tu się zrobiło. Nie ma o czym pisać, czy wręcz przeciwnie jest nadmiar i nie wiesz na co się zdecydować???

    OdpowiedzUsuń
  2. Kuba, rusz dupę i napisz coś wreszcie.

    OdpowiedzUsuń
  3. No, właśnie napisz coś. Ile można czekać???? Czy w Twoim życiu kompletnie nic się nie dzieje?

    OdpowiedzUsuń
  4. Mogłbyś coś wrzucić czasem:>
    Niedługo rocznica tego wpisu będzie :P

    OdpowiedzUsuń