wtorek, 17 maja 2011

Dygresja o boazerii i tapetach

Mieszkam w domu, którego fundamenty zostały wylane jeszcze przed II wojną światową. Sama chałupa była wznoszona po wojnie w duchu ówczesnych nowinek technologicznych lecz z kunsztem przedwojennych majstrów. Zawsze, gdy trwa remont w domu odnajduję sukcesy i porażki tamtych budowlanych rozwiązań.

Gdy wyburzaliśmy ścianę, w futrynach drzwi znalazłem piętnastocentymetrowe, kanciaste gwoździe, w kształcie przypominające te, którymi Mel Gibson ukrzyżował Jezusa.

Gdy rozbieraliśmy kaflowe piece i uzupełnialiśmy parkiet, pod klepkami znalazłem wyściółkę (która znajduje się pod wszystkimi podłogami w domu) z Trybuny Ludu. Zamiast pomagać, wolałem czytać fragmenty artykułów na takie wstrząsające tematy jak: atak stonki, problem ze skupem mleka, albo wizyta gospodarcza pierwszego sekretarza w  przędzalni.

Gdy zaś zdzieraliśmy tapety u mnie w pokoju, doceniałem jakość kleju, którym były one przytwierdzone do ścian. Dzisiejsze super gluty nijak się mają do tytanowego peerelowskiego gluta śmierdzącego koprem. Podobnie wali środek do napuszczania boazerii, który stosuje się po to, żeby deski nie przybrały koloru mocnej herbaty tudzież ciemnego moczu.

Od czasu remontu pokoju jakoś nie mam apetytu na tapety na ścianie. Co innego tapeta w komputerze. A, że lubię prostotę i funkcjonalność na pulpicie, to stworzyłem (rękami małego Bink-Binka) tapetę Kuba Libre.

Jeśli wam się podoba i chcecie ją mieć (tapetę, nie małego Bink-Binka), wystarczy wpisać w komentarzu miłe słowo i ściągać za darmochę.

Rozmiar: 1280 x 960
[kliknij w obrazek i naciśnij prawy przycisk myszy by zapisać tapetę na komputerze]

1 komentarz:

  1. Tamte stare kleje do tapet - to było to... Moja teraźniejsza odłazi wszędzie, muszę ją plakatami podklejać... :P

    OdpowiedzUsuń