piątek, 24 czerwca 2011

Dama w kabriolecie

- Jak się czegoś nie napiję, to mnie chyba rozpie…oli – powiedział młody mężczyzna. Miło jest spotkać kolegę alkoholika, pomyślałem sięgając po butelkę piwa. Do Kauflanda na ogół chodzę właśnie po piwo. Mocnych alkoholi nie kupuję, bo nie przepadam za nimi w gorące wieczory. A tych, ostatnio jest aż nadto, więc niemal co wieczór popyrtalam sobie do marketu, bo tanio można się zaopatrzyć w browarki znanych marek za dwa złocisze bez jednego grosza.

Założyłem sobie, że wieczorne piwo, po które się fatyguję ma być nagrodą po ciężkim dniu, takim orzeźwieniem po trudach i problemach, które nie chcą mnie opuścić bez oblania mojej psyche tym trunkiem. Maszeruję więc ochoczo te ponad pół kilometra z myślą, że przy okazji zrzucę nadmiar wałeczków miłości oblepiających mój korpus. Oczywiście to tylko pretekst, bo w nagrodę mam rzeczone piwo, które tuczy, ale jestem w stanie sobie wszystko wmówić, żeby usprawiedliwić kupowanie niskoprocentowego trunku.

Wracając do domu, zazwyczaj skracam sobie drogę i przechodzę przez teren szpitala. Mijam oddział zakaźny, gdzie polegują chorzy, a w upalne wieczory przesiadują na balkonie kopcąc papierosy i patrząc mętnie na nas, klientów dyskontu popyrtalających szczęśliwie do domów. Schorowane wnętrzności wyzierają z oczu przesiadujących na balkonie, budząc we mnie ledwie zauważalny, nieprzyjemny dreszcz. Mijam okna sal, za którymi umierają ciężko chorzy. Ich za godzinę nie będzie, a ja będę myślał, co jutro przyniesie nowy dzień. Przy parkingu przechodzę tuż obok wejścia do prosektorium. Za drzwiami trupiarni widać korytarz. To trakt, przez który wywozi się trumny ze zmarłymi do podstawionych karawanów. Ciekawe miejsce. Takie memento o tym, co nas czeka za jakiś czas.

Miałem już okazję nawiedzić kostnicę i widzieć trupy. Pamiętam butelkową zieleń kafelków chłodni, metalowe stoły z kółkami zamiast nóżek, woskowe ciała zmarłych i leżące na nich białe prześcieradła. Uczuć, jakie mi towarzyszyły nie pamiętam. Buzująca w żyłach adrenalina dość dobrze otępia zmysły, które wyostrzone na chwilę z czasem przybierają formę flashback’a. W podobny sposób zapamiętałem wszystkie moje spotkania z umrzykami, których miałem okazję oglądać jeżdżąc do wypadków. Śmierć dopada szybko, ale jej efekt działa piorunująco na tych, którzy muszą mierzyć się ze stratą bliskiej osoby. Pamiętam jak prokurator sucho i lakonicznie zdawał nam relację z miejsca wypadku, w którym zginęły trzy osoby, gdy zjawił się brat jednego z martwych kierowców. Pamiętam tę nadzieję w jego oczach, szok i płacz, gdy dowiedział się, że jego brat nie żyje. Pamiętam też telefon do matki chłopaków i lakoniczne – mamo, nasz brat nie żyje! Odruchowo spojrzałem wtedy pod nogi i zauważyłem, że stoję w drobinkach szkła z szyb samochodów, które w wyniku uderzenia rozprysły się w okruchy, przypominające kryształki cukru, zaściełając całą ulicę.

Wróciłem do domu, napisałem relację i wychyliłem kieliszek wódki, potem drugi. Nie mogę za dużo pić, bo zaczynam rozmyślać, a tego już nie chciałem. Alkohol zawsze towarzyszył mi w takich sytuacjach. Gdy Daniel utopił się w rzece, gdy Anka z dzieckiem i mężem zginęli w wypadku samochodowym, gdy Natalia zmarła na białaczkę, ja zawsze wtedy piłem, myśląc co będzie gdy przyjedzie Pani Śmierć swym wypasionym kabrioletem, w czarnej, balowej sukni i powie do mnie - chodź mały, przejedźmy się.

I gdy tak wracam z tym piwem, i mijam te drzwi prosektorium i sale, gdzie umierają starzy ludzie, myślę, że miło jest pożyć sobie, napić się i dożyć takiego wieku, gdy człowiek jest gotów na śmierć i potrafi się z niej śmiać. Jak moja babcia, która w rozmowie z sąsiadką mówiła – dobrze, że taka chuda jesteś, jak cię będą do dołka wkładać, to będzie im lżej. Ale do takiego poziomu humoru dochodzi się latami.

8 komentarzy:

  1. Wcześniej czy później po każdego z nas przyjedzie dama w kabriolecie. Chociaż ja wolałabym przystojnego bruneta wieczorową porą:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Romantycznie i nierealnie. Ale pomarzyć zawsze można, wtedy łatwiej znosi się przeciwności i trudności życia. Czasem człowiekowi zostają tylko marzenia...

    OdpowiedzUsuń
  3. A propos marzeń, czasem jest się o krok od ich zrealizowania, ale ucieka się od nich i wtedy one pryskają jak bańka mydlana.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czasem trzeba uważać o czym się marzy i czasem lepiej, jak te marzenia się nie spełniają.

    OdpowiedzUsuń
  5. To znaczy, że się nie wie, czego się chce.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam na myśli to,że marzenia są potrzebne każdemu z nas. Jeżeli się spełnią, to nie będzie już o czym marzyć...albo szukać kolejnych.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapomniałam dodać, że jeśli się wie czego się chce i jest się tego pewnym na 100%, to wtedy się to spełni. Ale o to trzeba zadbać i robić wszystko co tylko możliwe w tym kierunku.

    OdpowiedzUsuń