piątek, 26 sierpnia 2011

Czarna mafia

Odkąd pamiętam ksiądz miał być postrachem. W podstawówce katechetka straszyła nas, że jak się nie nauczymy przykazań, to ksiądz, który będzie miał z nami lekcje w wyższych klasach wścieknie się. Zawsze się zastanawiałem, na kogo? Na nas, że jesteśmy tępaki, czy na katechetkę, że nie przygotowała baranków bożych jak należy?

Potem okazało się, że nie taki diabeł, znaczy ksiądz straszny, jakim go malują. Ksiądz Marek, bo tak mu było, okazał się wyluzowanym facetem, który za wiele nie wymagał, a lekcje religii upływały nam na słodkim pieprzeniu o naszych problemach, głównie z innymi nauczycielami. Choć muszę przyznać, że był to pierwszy duchowny, który miał tak lightowe podejście do życia. Wcześniej spotykałem się z jakimiś psycholami doprowadzającymi moich rówieśników do nerwicy.

Najwięcej skurczysynów siedziało w konfesjonałach. Mając naście lat upokorzeniem dla każdego z nas była spowiedź. O ile chłopcy zastanawiali się, w jaki sposób wytłumaczyć wieczorną nadczynność manualną pod kołdrą, tak dziewczyny dowiadywały się od księdza , że jest coś takiego jak autoerotyzm. Niejedna koleżanka była skonfundowana, gdy ksiądz zza kratek przepytywał ją na te tematy, a ona pąsowiała jak róża nie wiedząc, o co chodzi. Niektórzy kapłani, na tego typu spytki z lubością brali zwłaszcza młode mężatki i dopytywali o szczegóły pożycia, jakby ich to podniecało.

Prawdziwy upadek autorytetu księdza, jako tej źrenicy w oku Boga, nastąpił u mnie w liceum (ja jestem z tego pokolenia, które chodziło 8 lat do podstawówki i 4 do liceum, o ile ktoś nie „zimował”), za sprawą wysypu księży misjonarzy, którym w czerep waliło na tle Boga, honoru i ojczyzny, przez co stawali się strasznie śmieszni. Wtedy też był boom na ojca dyrektora i antysemicką nagonkę, więc miałem księżulków daleko pod Miejscem Piastowym. I tak mi zostało. Tym bardziej, że okoliczności przyrody nie zmieniły się.

Główny nurt na Podkarpaciu to totalna krytyka, wizja apokaliptycznego końca kultury chrześcijańskiej i chęć trzymania za twarz wiernych. Lubię chodzić do kościoła na takie kazania, podobają mi się oratorskie popisy pomyleńców w koloratkach, którzy krytykują Unię Europejską, a remontują parafie i kościoły za środki z Brukseli. Lubię słuchać, gdy księża mówią, że mamy w Polsce „pseudowolność”, „że gdy zniszczą Radio Maryja, skończy się wolność słowa”, a sami wtrącają się w każdą sferę życia człowieka, nieraz czynnie pomagając zwiększyć populację Polaków rosyjskiego, czy ukraińskiego pochodzenia.

To wszystko jest owędzone tak gęstymi oparami absurdu, że dawkuję sobie takie kazania w ilościach nieprzekraczających godziny tygodniowo. Lubię też chodzić na msze dla dzieci, gdzie księża tak bardzo starają się być ludzcy, że im to zajebiście nie wychodzi. Ostatnio przyjezdny księciuniu chwalił nasze parafialne dzieci, że takie spokojne, że grzeczne, a miejscowy ksiądz musiał swe trzy grosze dorzucić.

- Wydaje mi się, że dzieci zasłużyły sobie na lody, że takie grzeczne były na mszy. Rodzice kupią – rzucił młody ksiądz.
- Chyba z tych pieniążków, które ksiądz zbierał na tacę – dowalił mu przyjezdny. 

Przyjezdny u mnie zapunktował. Choć u nas dobrego księdza jak lekarza ze świecą szukać, to są wyjątki. Są księża, którzy nie wiem jakim cudem ale są normalni. Najczęściej spotykam ich przy piwku albo na wódce, bo to moi koledzy są i mają świetny dystans do siebie i do pełnionej funkcji. Może to przez to, że prócz bycia księdzem wykonują inne zawody, mają kontakt z ludźmi i im nie odwala. No a co do mnie, to podoba mi się taka relacja, oświeconego z barbarzyńcą, który prowokuje, szczypie intelektualnie, a w odpowiedzi dostaję zjadliwy acz uprzejmy komentarz przedstawiciela czarnej mafii.

2 komentarze:

  1. "Prawdziwy upadek autorytetu księdza, jako tej źrenicy w oku Boga, nastąpił u mnie w liceum" - moja krew Kubuś, moja krew! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tyś moje dziecko, to jak inaczej? ;)

    OdpowiedzUsuń