piątek, 19 sierpnia 2011

O bzykaniu słów kilka

Pod wieczór, w półmroku widać jak przecinają powietrze nagrzanego pokoju, patrolując obszar na wysokości moich oczu. Bezczelnie i z pogardą w pojedynkę lub w szyku przelatują wyczekując nocy. Nocy krwawej, znaczonej ludzkim cierpieniem, moim cierpieniem.

Elitarne oddziały atakują z zaskoczenia w ciemnościach, kiedy zmysły śpią wraz z ociężałym ciałem. Wtedy pojedyncze „meserszmity” cichutko lądują na mnie i sycą się moją krwią jak dobrym winem. Rano znajduję na suficie żywe zbiorniczki krwi, które wystarczy złapać w palce i nacisnąć brzuszek, by zobaczyć efekt nocnej libacji.

Każdego poranka oglądam swoje ciało sfatygowane nocnymi uciechami z komarzycami, które jak już chyba kiedyś wspominałem, są jedynymi kobietami, które nie odmówią facetowi nocnego bzykania. Efekt naszych nocnych igraszek widać gołym okiem - czerwone, swędzące bąble pokrywające ręce, tors i nogi. Boję się tylko, że któraś z moich dziewczynek będzie chciała „pocałować” mnie w usta, więc staję co rano przed lustrem badając, czy nie zmienił się kształt mojej twarzy.

Moja koleżanka miała raz przyjemność dać się zaskoczyć komarowi, który bzyknął ją w okolicy ust. Na następny dzień dziewczyna wyglądała tak jakby wpadła do ula. Bardziej newralgiczny, niż okolice ust jest fragment przy oku, który napoczęty przez małego bzyka może przysporzyć nie lada problemów. Człowiek puchnie i przypomina wyglądem chińskiego sztangistę trzymającego 300 kg nad głową.

Komary są cholernie dobrze dostosowane do żerowania na człowieku. Samica potrafi złożyć jaja 15 kilometrów od miejsca, w którym kilka godzin wcześniej dopadła ofiarę. Komar zamrożony w lodzie, po stopieniu bryły będzie normalnie żył, nic więc dziwnego, że najwięcej tego ustrojstwa jest w piwnicach i kościołach, gdzie nawet późną jesienią można je spotkać latające wokół człowieka.

To tak, jak w tym dowcipie o Jasiu i seksie, kiedy pani zadała dzieciom, aby zapytały w domu, czym jest seks. Na następny dzień Asia mówi, że seks to jest całowanie, Ola mówi, że seks to przytulanie, a zapytany o to samo Jasiu mówi - seks to na mój rozum musi być jakiś owad. - A czemu Jasiu tak sądzisz? – pyta nauczycielka. - Bo babcia mi powiedziała, że seks to jej koło dupy lata.

Komar jako metafora seksu jest więc tu w stu procentach uzasadniony. Nie mniej jednak nie zawsze mamy ochotę na bzyczące uciechy, więc człowiek stara się neutralizować zagrożenie na tysiące, z reguły nieskutecznych sposobów. Można, co prawda wydawać fortunę na dostępne w sklepach środki komarobójcze lub nażreć się witaminy B2, ale nie ma skutecznej metody na cholerstwo, które w ostatnich latach już tak się uodporniło na wszelkie chemikalia, że kąsa jeszcze zajadlej. Można zainstalować w oknach moskitiery, ale i tak nie uchroni to przed wpadaniem komarów do domu. Przynajmniej w moim przypadku.

Pamiętam jak w letni wieczór w Krakowie mój współlokator poszedł pod prysznic i zostawił otwarte okno i włączone światło. Gdy wróciłem do mieszkania, z wnętrza pokoju dobiegało bzyczenie a na ścianie moim oczom ukazała się ogromna, czarna plama żywych komarów. Obrazek niczym z horroru. Dwie godziny poświęciliśmy z kolegą na tłuczeniu gazetami komarów po ścianach, które potem wyglądały jak miejsce zbiorowej egzekucji. Po „robocie” siedzieliśmy z kumplem z piwami w dłoniach i było nam perwersyjnie dobrze.

Dlatego od tamtej pory nie przejmuję się komarami, które bzykają mnie niemal co noc, ale jak mam okazję się zemścić, to tępię zarazę z pieśnią na ustach, której refren brzmi tak - Hej, czy widzisz komara jak mu dupa świeci, przypierdol mu gazetą, wyżej nie poleci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz