piątek, 28 października 2011

Cham bez szkoły

Takie czasy nastały, że nawet mając dyplom uczelni wyższej można być zwykłym chamem bez szkoły. Ten związek frazeologiczny na określenie kmiota, pasuje do części znanych mi doktorantów i magistrów, których motto życiowe powinno brzmieć „wyżej sram niż dupę mam.”

Zdobycie tytułu uczelni wyższej jest dziś łatwiejsze niż zdanie matury. Wszystko rozbija się o zasobność portfela. Sam od czasu do czasu param się poszerzaniem dorobku naukowego obcych mi osób, więc wiem, że czasem pospolity baran chce za wszelką cenę zdobyć tytuł, by potem brylować w towarzystwie. W zalewie ambitnych studentów, którzy piszą swoje dzieła sami znajdują się też jednostki pierdolnięte - mające swoją wizją świata, a to co piszą uważają, za wybitne. Rzecz tyczy się ogólnie humanistów, których winno się palić na stosie za herezje jakie wypisują, a które później są firmowane nazwiskiem promotora, któremu zależy tylko na kasie.

Ignorancja stała się dziś wartością samą w sobie, przez co sprzyja ona absurdalnym sytuacjom. Robert Biedroń, absolwent politologii, obecnie robiący doktorat w tej dziedzinie, na pytanie Moniki Olejnik: „co to jest konwent seniorów”, odpowiedział, że jest to zebranie najstarszych posłów w sejmie. Biedroń, to prawdziwy bohater teatru absurdu, z aspiracjami do zostania asystentem profesora Patafiana.

Kolegium Patafianów powinni tworzyć unurzani w ideologii partyjnej politolodzy, historycy i dziennikarze. Dziś dziennikarzem może zostać każdy, kto jest chamski i upierdliwy, co postrzegane jest jako synonim dociekliwości, zaś braki warsztatowe tłumaczy się pośpiechem. Ideologizowanie tekstów pod potrzeby ugrupowania politycznego, co widać głównie w lokalnych mediach (utrzymujących się z dotacji urzędowych, lub sympatyzujących z jedną z opcji politycznych) uważam za obrazę dla czytelników. Ostatnio odkryłem, że wartość merytoryczna tekstów w mediach lokalnych w mojej miejscowości przypomina wartość odżywczą gówna przemielonego przez maszynkę do mięsa.

Do żywego wkurzają mnie ideologicznie zaangażowani historycy i politolodzy, których wysypało ostatnio jak pośladki niemowlaka po odparzeniach pieluchą. Znam paru upartyjnionych politologów, którzy posiedli umiejętność wysnuwania naukowej teorii o słuszności słów swego idola politycznego, gdy ten palnie jakąś głupotę. Czasem, z niedowierzaniem słucham tych oświeconych, chrzaniących o Kaczyńskim jako mężu stanu, o Korwinie Mikke jako geniuszu znającym przepis na wyprowadzenie Polski z kryzysu albo o Palikocie jako wodzu rewolucji przeciwko klerowi. Jedno wiem - z tymi ludźmi się nie dyskutuje, ich się słucha.

Na szczęście w dobie merkantylizmu Collegium Patafianum nie mia większego wpływu na kreowanie rzeczywistości. Sprowadza się ono do kawiarnianych rozmów bezrobotnych doktorantów, którzy utyskują, że ich genialne idee, mogące zmieniać świat są niestety niezrozumiane przez całą zgraję zwykłych chamów bez szkoły.

2 komentarze:

  1. Puk, puk! Zapraszam w nowym miejscu http://mysliskrawki.blogspot.com/ Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki, będę śledził, no i gratuluje zerwania z łonetem :D

    OdpowiedzUsuń